01. O Cyrylu słów kilka

          
   
Cyryl lubił zimę. Nie ze względów estetycznych, ma się rozumieć  — cenił jej praktyczność.
Pieprzyć oszronione gałązki, odbijające promienie słoneczne pod odpowiednim kątem, i pieprzyć możliwość przytulania się pod kocykiem z kubkiem gorącej czekolady. Od czekolady bolały go zęby, a przytulać się nie miał z kim, więc cała ta kiczowata, zimowa otoczka nie robiła na nim najmniejszego wrażenia.
Poza tym... Jaki szron? Jaki przymrozek? W Polsce od dobrych kilku lat nie było porządnej zimy ze śniegiem, jedynie błoto i deszcz, wszystko zlewające się w brudną maź, z którą w pewnym stopniu potrafił się utożsamić na poziomie duchowym. Ale to rozważania na inny dzień. Cyryl w głębokim poważaniu miał klimat tej pory roku. Co mu się w zimie podobało, to chłód i to, że nie musiał się myć trzy razy dziennie, bo cholerne słońce postanowiło nie odpuszczać i aż do późnego wieczora zsyłało na ludzi swój bezlitosny żar. Nienawidził tego dyskomfortu, gdy spocone i lepkie ubrania przyklejały się do jego ciała, czuł się wtedy brudny i osaczony i miał wrażenie, że każdy wokół pociągał oceniająco nosem. Temperatura powyżej dwudziestu stopni otrzymywała od Cyryla stanowcze „nie”. W dodatku niekończące się wyrzuty, dlaczego to nie wychodził na zewnątrz, skoro pogoda taka piękna? Siedział w domu cały dzień — źle, przyjeżdżał o piątej rano — źle, wracał następnego dnia — jeszcze gorzej. Doprawdy, Olafowi w żaden sposób nie dało się dogodzić.
Lato tolerował tylko ze względu na zwiększoną skłonność do występowania burz. Burze były przyjemne, zwłaszcza w ciągu dnia, gdy było jasno i błyskawice wyraźnie odznaczały się na tle ciemnych chmur, a dźwięki rozładowań przeszywały powietrze i trzęsły wszystkimi jego kośćmi. Inne aspekty lata go nie interesowały.
Jesień nie byłaby zła, jednak nieustępliwy deszcz ujmował jej wszelkiego uroku. A także to, że zmuszano go do grabienia liści, czego z całego serca nie dzierżył i sensu w tym nie widział, bo przecież liście to natura, a natura po jakimś czasie się rozłoży. Co ziemia stworzyła, do ziemi wróci, dlaczego ktoś miał ingerować w porządek rządzący światem? Jesienią również obchodził urodziny. To mówiło samo za siebie...
Dla Cyryla niepojęte było to, że ktokolwiek mógł się cieszyć i celebrować rocznicę dnia przyjścia na świat. Z czego tu się cieszyć? Z tego, że ktoś bez twojej zgody wypchał cię na świat, gdzie nieustannie rzuca ci się kłody pod nogi, gdzie nie widzisz perspektyw i musisz płacić podatki? Cyryl nie widział powodów do świętowania, więc tego nie robił, a pytany o powód swojej decyzji zawsze odpowiadał tak samo: „To nie mi powinniście gratulować, tylko osobie, dzięki której tu jestem”. To skutecznie zamykało im usta, bowiem jego matka zostawiła ich, gdy był małym urwisem bawiącym się grzechotką w kołysce, a Leon jako tako potrafił złożyć proste zdanie. Wtedy było im głupio i nie zadawali więcej pytań, co było mu akurat na rękę, ponieważ niektórzy nie zaznajomili się z konceptem kryzysu egzystencjalnego i nie rozumieli jego ogólnej niechęci do życia.
Nikt nie był święty, prawda? Chłopak nawet nie starał się tego ukryć; nie obchodziły go uczucia innych, nie interesowało go to, że komuś sprawił przykrość, na dłuższą metę nic go nie interesowało, więc wyrzuty sumienia mógł serdecznie pożegnać środkowym palcem.
Nie lubił wiosny przez oczywistą alergię na pyłki. Jednak ostatnimi czasy wiosna była porą roku, która wcale nie obfitowała w rozmaite pyłki, a łączyła w sobie letnią temperaturę i zimowe zjawiska pogodowe. Jednego dnia warstwy śniegu zalegały na ulicy — drugiego gęste błoto i pozostałości brudnego śniegu otaczały go z każdej strony.  Brud sam w sobie mu absolutnie nie przeszkadzał, to wiosenna zmienność irytowała go do granic możliwości. To czas na kurtkę, czy może na spodenki? Dowiedzieć się można było tylko wraz z rozwojem dnia — albo skończysz trzęsąc się z zimna albo taszcząc kurtkę aż do powrotu do domu.
— Kwiecień plecień, bo przeplata trochę kurwa, trochę ja pierdolę — parsknął pod nosem, wpatrując się w zaparowaną szybę samochodu.
Czekał na ojca siedząc w aucie przed swoją szkołą, układając w głowie scenariusze przyszłej rozmowy. Ale to nie tak, że nie spodziewał się, co takiego usłyszy od siwiejącego mężczyzny. Doskonale wiedział, że był chodzącym rozczarowaniem, które pewnego dnia zginie, bo będzie zbyt zajęte tonięciem w rozmyślaniach o rzeczach całkowicie nieistotnych i nieprzydatnych, tę regułkę zdążył wykuć na pamięć. Nie brał tych słów do siebie. Przecież ludzie mówili głupstwa w chwilach wzburzenia, a on był zbyt martwy emocjonalnie, by przejąć się ów głupstwami. Zgadzał się, czasami zapomniał czegoś zrobić, ponieważ coś go rozproszyło, zapominał, że dwie godziny temu zaparzył sobie herbatę, zapomniał się obejrzeć, gdy przechodził przez ulicę, jednak to nie czyniło z niego życiowej porażki. Był świadom swojej wartości, a raczej jej braku, dlatego docinki pana Wysockiego nie docierały do uszu Cyryla. Przynajmniej teoretycznie, bo w praktyce istotnie słyszał wrzaski i przekleństwa.
Wyciągnął telefon z kieszeni czarnego płaszcza i spojrzał na pęknięty ekran, na którym wyświetliła się wiadomość od jego przyjaciółki, Agaty.
Agata była jasnowłosą pięknością o brązowych oczach i gęstych rzęsach, aczkolwiek zdaniem Cyryla każda kobieta była piękna na swój sposób, więc to nic nie znaczyło. Równie dobrze ktoś mógłby powiedzieć, że brwi Agaty były zbyt grube i czarne lub jej styl ubierania się zupełnie do niej nie pasował i prawdziwej damie nie przystało rozpychać sobie uszu do rozmiaru szesnastu milimetrów, ale na szczęście Agata nie poddała się uniwersalizacji i dalej robiła ze swoim ciałem to, co się jej żywnie podobało.
Treść wiadomości brzmiała następująco:
„Wilku do mnie pisał. Wszystko okej?”
Mlasnął głośno i przeczesał dłonią brązowe włosy, które przykleiły się do jego zakrwawionej skroni.
„niekoniecznie (:”
Przed wysłaniem zastanowił się jeszcze, czy nie dodać łobuzerskiego emoji, na przykład noża bądź buźki z okularami przeciwsłonecznymi, ale koniec końców postawił na wymowną prostotę i wcisnął przycisk „Wyślij”. Zablokował telefon i na powrót schował go do kieszeni, po czym palcami zaczął wystukiwać rytm piosenki chodzącej mu od rana po głowie o zakurzoną deskę rozdzielczą. Gdy czynność ta mu się znudziła, przetarł kurz wewnętrzną stroną dłoni i zdmuchnął luźne drobinki na mokrą powierzchnię szyby. Wtedy zauważył swojego ojca wychodzącego ze szkoły, dlatego zgiął prawą nogę w kolanie i przyciągnął ją do siebie, brudząc tapicerkę resztkami błota, które przykleiło się do jego butów. Z czystej ciekawości chciał sprawdzić, jak bardzo miał przesrane. Pan Wysocki traktował swój samochód lepiej niż połowa dzisiejszych nastolatków traktowała swoje drugie połówki. Nissan był swoistym wyznacznikiem wkurwienia Olafa, jak to często Cyryl określał.
— Prosiłem, żebyś nie trzymał butów na siedzeniu — powiedział na wstępie, gdy usadowił się za kierownicą. Zmęczenie przecinało jego głos, i o dziwo nie trzasnął drzwiami, czego chłopak spodziewał się w pierwszej kolejności. Ojciec nie odzywał się przez dłuższą chwilę, mimo tego, że Cyryl nie ściągnął nogi z siedzenia. — Mogę wiedzieć, dlaczego to zrobiłeś?
Cyryl westchnął ciężko, ostentacyjnie.
— Nie wiem, jakiej odpowiedzi oczekujesz.
— Prawda byłaby miłą odmianą. Kurwa mać, jest dopiero grudzień — jego spokojny ton nie zmylił Cyryla nawet na sekundę — a ty już wdałeś się w trzecią bójkę w tym roku szkolnym. Grudzień, rozumiesz?
— Tym razem to nie ja zacząłem.
— O, świetnie. Czyli co? Myślisz, że to jakiś progres?
— Jakby nie patrzeć? — Miał nadzieję, że powabne trzepotanie rzęsami uratuje go w tej sytuacji. Sądząc po nietęgiej minie Olafa, plan zawiódł. Mógł również zawieźć powab Cyryla, ale to było wysoce nieprawdopodobne.
— Nawet w takich chwilach masz czelność pyskować? — spytał i z niedowierzaniem popatrzył na syna. — Czy ty wiesz, w jakie gówno możesz się wpakować przez takie zachowanie?! Czy ty cokolwiek traktujesz poważnie?! Masz osiemnaście lat, za niecałe pół roku matura, potem studia, jak ty to sobie wyobrażasz? Nie będę żył wiecznie, żeby cię prowadzić za rączkę.
— W takim razie będę skazany na Leona. Trudno. To on się wykończy psychicznie, nie ty.
— Przestań się pogrążać. — Olaf zacisnął dłonie na kierownicy. Jego żyły stały się bardziej widoczne, a ścięgna wygięły się nienaturalnie. — Dlaczego uderzyłeś tego gówniarza?
Cyryla zawsze fascynowały żyły i ścięgna, szczególnie uwidaczniające się na bladej skórze. Siłą oderwał wzrok. Teraz przyglądał się własnym kłykciom, które pokrywała warstwa zaschniętej krwi.
— Zasłużył sobie — mruknął cicho.
— To nie znaczy, że musisz się na biedaka rzucać z pięściami.
— Mówiłem, że to nie ja zacząłem... — odparł bez emocji. — Możemy wracać do domu? — Chłopak zmienił temat.
— Najpierw mi powiedz, co się dzisiaj stało.
Cyryl wydał z siebie nieludzki dźwięk.
— Myślałem, że to już ustaliliśmy...
— Nic nie ustaliliśmy! Nadal nie wiem, czemu w środku dnia zostałem wezwany przez twojego wychowawcę.
— Bo, jak sam powiedziałeś, rzuciłem się na biedaka z pięściami. Co tu więcej wyjaśniać?
— Zacznijmy od przyczyny?
— Nie podobały mu się moje paznokcie — powiedział jakby od niechcenia. — A że typy, tak ubogie intelektualnie jak on, mają tendencję do używania argumentu siły, musiałem mu się odwdzięczyć tym samym. Ot, cała historia. To co, wracamy?
— Co mu nie pasowało w... — urwał, gdy dostrzegł czarny lakier pokrywający paznokcie jego syna. Mężczyzna zamknął oczy i wziął głęboki oddech.
— Tak, wiem — ubiegł go Cyryl — nie są idealne, trochę mi się na kciuku wyjechało, ale wprawa przychodzi z czasem. Następnym razem będą lepsze, obiecuję.
— No i po co je pomalowałeś? — spytał cierpko. — Po co ci to? Co to jest, jakaś demonstracja bycia wyjątkowym? Nowy trend z internetu?
— Dobrze wiesz, że w dupie mam trendy i pokazywanie, jak to ja się nie różnię od innych. Tak samo jest z tym, co pomyślą o mnie inni. Nie robię tego, by się pokazać. — Uniósł sfrustrowany ręce. — Gdybym chciał się pokazać... to wtedy byś się zorientował. A tak? Pf... Co kogo interesują moje paznokcie?...
— Bo malowanie paznokci jest dla kobiet. — Z tonu jego wypowiedzi Cyryl wywnioskował, że Olaf w to wierzył. Cóż za prostoduszna osóbka... — A nie dla facetów. I co to ma znaczyć, że w dupie masz zdanie innych?
— Dokładnie to, co znaczy.
— Ale nie jesteś sam na tym świecie, nie tylko ty odpowiadasz za swoje czyny.
— Co, wstyd ci robię? — Uśmiechnął się arogancko i zagryzł dolną wargę, patrząc wyzywająco w oczy ojca, który jedynie pokręcił głową.
— Jeżeli nie masz zamiaru zachowywać się jak dorosły, nie mamy o czym rozmawiać.
— To dobrze, bo i tak mnie ta nasza mała dyskusja nuży.
— Tylko niech ci się nie wydaje, że to koniec.
— Przez myśl mi nie przemknęło...
Olaf rzucił mu ostatnie spojrzenie pełne dezaprobaty i zrezygnowania, a następnie odpalił silnik i ostrożnie wyjechał ze szkolnego parkingu. Cyryl natomiast nałożył kaptur na głowę i oparłszy skroń o przyjemnie zimną szybę wyciągnął z kieszeni telefon, a z drugiej słuchawki i kompletnie oddał się muzyce ulubionego zespołu, dając ojcu tym samym do zrozumienia, że więcej z niego nie wyciągnie.
© Agata for Wioska Szablonów